naszeopowiadaniatelcie.fora.pl

Uprowadzona do raju [Levyrroni, Los A, Vondy] - Rozdział 9
Idź do strony Poprzedni  1, 2
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum naszeopowiadaniatelcie.fora.pl Strona Główna -> Nasze opowiadania
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
CamilaDarien
Administrator



Dołączył: 07 Maj 2012
Posty: 112
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Cieszyn
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 10:30, 20 Lip 2015    Temat postu:

Rozdział 3


Otworzył drzwi i zobaczył w nich czerwonowłosą kobietę ubraną na czarno. Płakała. Chwilę później jego wzrok spoczął na torbie podróżnej, leżącej tuż przy jej nogach. Spojrzał na jej twarz, miała rozmazany makijaż, a łzy jak potok spływały po policzkach.
- Veronic? - zapytał z niedowierzaniem, obserwując reakcję dziewczyny.
W odpowiedzi zamiast usłyszeć jej głos, poczuł, że ona wtula się w jego pierś. Odruchowo przygarnął ją ramieniem i mocno przytulił. Gdy już odsunęli się od siebie, Maximo zapytał:
- Co tutaj robisz? I dlaczego płaczesz?
- Mój mąż... - zaczęła, krztusząc się już od płaczu. - Zginął wczoraj w katastrofie lotniczej. - dokończyła, rzucając się z rozpaczy na ziemię.
- Veronic! - krzyknął i natychmiast złapał ją, nim jeszcze zdążyła całkiem upaść. Po chwili zorientował się, że zemdlała. - Cholera! - zaklął pod nosem, biorąc czerwonowłosą na ręce i wnosząc ją do domu.
Gdy już położył kobietę na kanapie, wrócił się jeszcze po jej torbę, która została na zewnątrz.

*****

Siedział za biurkiem z nogami na blacie, popijając swój ulubiony trunek, czyli whiskey. Już od dobrych kilku godzin czekał na telefon od tego fajtłapy, któremu zlecił odnalezienie Dolores. Nagle usłyszał piosenkę Daddy Yankee - Pose. Łapczywie pochwycił komórkę w swoje ohydne łapska i nacisnął zieloną słuchawkę.
- Nareszcie! – krzyknął. – Dowiedziałeś się czegoś?!
- Przykro mi szefie, ale ten cały Maximo to sprytniejsza bestia niż myśleliśmy. Dobrze ją ukrył i nawet gdybym chciał…
- Coś Ty kurwa powiedział?! – przerwał mu Jorge. Był totalnie wkurwiony. – Za co ja Ci płacę, baranie?!
Mężczyzna nie zdążył odpowiedzieć, bo starzec rozłączył się i z niewyobrażalną siłą cisnął telefonem o ścianę.

*****

Po rozmowie z wynajętym detektywem, Chris udał się do domu. Niestety, był zmuszony wracać na piechotę, gdyż jacyś gówniarze zakosili mu jedną oponę i jak na złość nie miał w bagażniku zapasowej. Deko się wkurzył, ale nie miał innego wyjścia, więc chcąc nie chcąc, musiał zasuwać z buta. Nie uśmiechało mu się to zbytnio, bo mieszkał jakieś dwadzieścia przecznic dalej, no ale mówi się trudno. Zeszło mu się ponad trzy godziny, zanim dotarł do celu. To pewnie dlatego, że całą drogę szedł żółwim krokiem, jednak mimo wszystko i tak się zmęczył.
- Kochanie, jesteś?! – zawołał zdyszany, gdy tylko przekroczył próg wspólnego mieszkania.
- Tak! Chodź do kuchni, skarbie! – krzyknęła Marisa tak głośno, by chłopak ją usłyszał. – I jak poszło? – zapytała, kiedy Christopher stanął w drzwiach.
- Chyba dobrze. – odparł krótko. – Nakreśliłem facetowi całą sytuację i powiedział, że zrobi wszystko co w jego mocy, by ją odnaleźć. – dodał po chwili.
- Mam nadzieję, że dotrzyma danego słowa. – rzekła Mari, lekko się uśmiechając.
- Prosił o zdjęcie Dolores, jednak z tych nerwów nie pomyślałem nawet, by jakieś ze sobą zabrać.
Wtedy Marisa wstała z krzesła, na którym siedziała i podeszła do regału. Z jednej z półek wzięła do swoich rąk album, po czym otworzyła go na pierwszej lepszej stronie. Wyjęła z niego fotkę przyjaciółki. Była na niej taka radosna. Na samo wspomnienie kobiecie spłynęła po policzku łza.
- Proszę. – dziewczyna podała narzeczonemu owe zdjęcie. – Zawieś go jutro do biura detektywistycznego.
- Z tym może być problem. – Chris zrobił dziwną minę. – Ukradli mi koło z samochodu i musiałem wracać pieszo.
- Co?! – oburzyła się. – Byłeś z tym na policji?!
- Nie miałem do tego głowy. – powiedział na odczepnego. – Jutro wszystko załatwię, a teraz wybacz, ale jestem zmęczony, więc pójdę się położyć. – po tych słowach pocałował ją czule w usta. Odruchowo zamknęła oczy, a gdy je otworzyła, jego już nie było.

*****

Wszedł do pokoju i zobaczył, że brunetka stoi przy oknie tyłem do niego. Nawet nie drgnęła, gdy blondyn zatrzasnął za sobą drzwi.
- Przyniosłem ci czyste ubranie. – odezwał się. – Powinniśmy dokończyć rozmowę.
Dopiero wtedy kobieta momentalnie odwróciła się i zmierzyła go lodowatym spojrzeniem.
- Świetnie! – rzekła, po czym wyrwała od niego garderobę, którą trzymał w dłoniach, ignorując jego ostatnie słowa.
- Co cię ugryzło? – zapytał, lecz nie odpowiedziała. – Pytałem o coś. – powtórzył ostrzej.
- Nic! – burknęła. – Wyjdź, chcę się przebrać i wypierdalam stąd!
Te słowa zmroziły go od środka. Nie rozumiał jej zachowania, a tym bardziej nie wiedział, co skłoniło ją do tego, by po tak długim pobycie w jego domu, teraz tak po prostu chciała odejść. Nie mógł jej na to pozwolić.
- Zwariowałaś?! Chcesz wpaść w ręce tego bydlaka?!
- Nie! Ale Tobie także nie ufam! Nie znam cię i nie mam gwarancji, że tutaj jestem bezpieczna! – wrzasnęła na całe gardło prosto mu w twarz.
- Przecież dałem ci słowo. – zaczął. – Jesteś tu już od ponad miesiąca i ani razu cię nie skrzywdziłem, nie zrobiłem ani nie powiedziałem nic złego w stosunku do twojej osoby, a Ty nadal mi nie ufasz. – ni to zapytał, ni stwierdził zdziwiony.
- Owszem, nie skrzywdziłeś mnie. – na chwilę zamilkła. – Jednak właśnie złamałeś jedną z zasad, bo wszedłeś do tego pokoju bez mojego pozwolenia. – dokończyła zdanie na jednym tchu.
Cholera, jak mógł o tym zapomnieć?! Powrót Veronic i jej kiepski stan psychiczny po śmierci ukochanego sprawił, że Maximo nie potrafił myśleć o niczym innym. Wściekły sam na siebie, walnął się mocno w czoło.
- Masz rację, przepraszam. To się więcej nie powtórzy. – uklęknął przy niej. Był wyraźnie skruszony, co dało się poznać po jego wyrazie twarzy. – Zostań. – poprosił.
- Przykro mi, ale już podjęłam decyzję. – odpowiedziała oschle i wyrzuciła go za drzwi.
Dlaczego tak go potraktowała? Ze strachu. Bała się. Cholernie bała się dopuścić do siebie myśl, że zaczyna mu ufać, a co najbardziej ją przerażało, że zaczyna coś do niego czuć. Nie chciała po raz kolejny wpaść w takie samo piekło, które zafundował jej Jorge Pedraza. I choć Maximo klął się na Boga, że nie zamierza robić jej krzywdy, ona mimo wszystko miała wątpliwości, co do szczerości tych słów. Z jednej strony jakaś niezdefiniowana siła pchała ją w jego silne ramiona, inna zaś odpychała, krzycząc: „Uciekaj!”. Posłuchała tej drugiej. Zresztą była jeszcze jedna rzecz… A właściwie czułe słówko, które tego dnia usłyszała z jego ust. „Kochanie”. Być może czegoś od niej oczekiwał?! Czyżby tym zasugerował jej, że żąda upojnego seksu?! Niedoczekanie! Próbowała o tym nie myśleć, jednak bez skutku.
Szybko się przebrała. Ubranie było dość ładne, zastanawiało ją tylko skąd mężczyzna miał damskie ciuchy. Nie warto było tego rozkminiać. Niemal niezauważalnie wyszła z domu, wprost pod nadjeżdżający samochód...

*****

Miał ochotę dostać od kogoś po ryju. Poczuł się jak zwykły śmieć, gdy wypchnęła go do holu i zatrzasnęła mu drzwi przed nosem, zamykając je na klucz. Popełnił błąd, wchodząc do jej pokoju bez pukania, ale czy to powód, by od razu od niego uciekać?! Jak od jakiegoś bezlitosnego bandziora?! Nie mógł pozwolić, by znowu wpadła w piekło, z którego niedawno sam ją wyciągnął.
Nagle usłyszał płacz Veronic. Zamiast więc pójść ponownie porozmawiać z Dolores, pobiegł do salonu. Rozmowę z ukochaną przełożył na później, licząc, że zdąży, zanim dziewczyna odejdzie na dobre.
- Vera, ocknęłaś się. – usta mężczyzny drgnęły w delikatnym uśmiechu. – Już myślałem, że będę musiał cię cucić.
- Nie ma takiej potrzeby. – wyłkała przez łzy kobieta.
- Jak doszło do tej tragedii? – zapytał, głaszcząc ją po głowie i równocześnie przytulając do swojej piersi. – Ciii… Już dobrze, zajmę się Tobą. – dodał, słysząc, że tym pytaniem tylko pogorszył sytuację. Rzecz jasna, odpowiedzi nie uzyskał.
- Leciał w sprawach służbowych do Mediolanu. – dopiero po chwili odpowiedziała. – Prawdopodobnie ktoś wcześniej uszkodził silnik samolotu. – znowu wybuchła niepohamowanym płaczem.
Nie miał już odwagi ani tym bardziej siły, by ją uspokajać. Pozwolił się jej wypłakać, a gdy emocje nieco opadły, powiedział:
- Zostawię cię na chwilę samą, bo muszę poważnie porozmawiać z kimś równie ważnym jak Ty.
Po tych słowach odszedł w kierunku jednego z pokoi.

*****

Zastanawiała się, kto gościł w domu Maxima, że do tej pory owy gość nie wyszedł i się nie przywitał. Nie wiedziała, ale przynajmniej zajęła myśli czymś innym, niż tylko tą tragiczną śmiercią ukochanego męża. Jednak nie na długo, bo po chwili znowu z jej oczu popłynęły łzy. Trwało to krótko, bo nagle usłyszała rozpaczliwy krzyk Maxa i w pośpiechu zerwała się z kanapy, by do niego pobiec i zapytać, co się stało. Kiedy stanęła na progu pokoju, zobaczyła, że mężczyzna leży jak długi na podłodze, kurczowo ściskając w dłoniach kawałek materiału ślubnej sukienki. Jego oczy błysnęły, gdy zapaliła światło. Role się odwróciły. Teraz to on płakał jak małe dziecko, a ona w żaden możliwy sposób nie potrafiła mu pomóc.

*****

Jorge chodził po swoim gabinecie w te i z powrotem, czekając na jakiekolwiek wieści. Miał nadzieję, że jego ludzie lada dzień odnajdą Dolores, a wtedy… W swoim chorym umyśle już układał plan na ukaranie brunetki. Fakt, sama mu nie uciekła, bo pomógł jej w tym ten szczur, ale karę ponieść musiała.
- Halo? – odebrał telefon, który właśnie w tej chwili zadzwonił.
- Mamy ją, szefie! – usłyszał.
Te słowa były balsamem dla uszu starca. Nie spodziewał się, że tak szybko nastąpi sprawiedliwość. Ci durnie chyba wreszcie zrozumieli, że to pilna sprawa i ruszyli swoje śmierdzące tyłki, by wykonać rozkaz. Ponoć miało być trudno ją znaleźć, a okazuje się, że poszło jak po maśle. Świetnie! Zaśmiał się szyderczo.
- Zaraz przywleczemy ją do Pana na klęczkach, szefie. Jest tylko trochę poturbowana, stawiała się suka! – usłyszał jeszcze, zanim się rozłączył.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
CamilaDarien
Administrator



Dołączył: 07 Maj 2012
Posty: 112
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Cieszyn
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 10:30, 20 Lip 2015    Temat postu:

Rozdział 4


Podeszła do niego i przykucnęła tuż obok jego umięśnionego ciała. Otarła dłonią jego łzy, które ciurkiem spływały mu po policzkach.
- Co się stało?
- Odeszła... – wyłkał, ciągle płacząc.
- Kto? – zapytała, nie rozumiejąc.
- Moja jedyna i największa miłość. – powiedział, wstając powoli z podłogi. Chcąc, nie chcąc, musiał wziąć się w garść, choć nadal był w kiepskim stanie psychicznym. – Moja słodka Dolores. – dodał, ocierając kolejne łzy.
Veronic, na dźwięk imienia ukochanej brata, poderwała się na równe nogi. Tego właśnie najbardziej się obawiała w drodze do Meksyku, że ON nadal kocha tamtą kobietę. Nie mogła pozwolić, by Maximo związał się z córką jej byłego, nieżyjącego już kochanka, a zarazem wroga. Trzeba było też przyznać, że niezła z niej aktorka. Świetnie odegrała scenkę zrozpaczonej wdowy, która niedawno straciła męża w tragedii lotniczej. W rzeczywistości wcale nie tęskniła ani nie opłakiwała Martina. Zależało jej jedynie, by wziąć brata na litość, a tym samym wkraść się w jego łaski i zniszczyć mu życie. Taki był plan od samego początku. Śmierć jej partnera tylko przyspieszyła całą akcję.
- Daj sobie z nią spokój, Max. – odezwała się, a wypowiedziane słowa zabrzmiały jak rozkaz.

*****

Brutalnie ścisnął palcami jej opuchniętą szczękę i zachrypniętym głosem wyszeptał do ucha:
- Znowu się spotykamy, droga Dolores. – Jorge był wyraźnie podniecony. – A teraz zapamiętaj sobie raz na zawsze, że należysz tylko do mnie i nikt inny nie ma do Ciebie prawa, landryneczko.
Po tych słowach wyciągnął ze spodni swój sprzęt i kazał dziewczynie ssać. W ramach zachęty polizał jeszcze koniuszkiem języka jej policzek. Na owy czyn brunetka wzdrygnęła się i ze wszystkich sił, na które w danym momencie było ją stać, wyrwała się z silnego uścisku swojego oprawcy i odepchnęła go. W efekcie końcowym starzec wpadł na ścianę, na co kobieta zaśmiała się głośno, a zarazem cynicznie.
- Nie jestem Dolores, głupi kutasie! – wykrzyczała mu prosto w twarz.

*****

- Co?! Życie się znudziło?! – jak przez mgłę usłyszała czyjś podniesiony, męski głos. – Uważaj jak chodzisz, paniusiu! – krzyczał zdenerwowany kierowca, pod którego koła samochodu wpadła młoda dziewczyna.
Mężczyzna myślał, że nic się jej nie stało, ale mimo to wysiadł z wozu, by sprawdzić, czy aby na pewno wszystko z nią w porządku. Dopiero wtedy zorientował się, że noga brunetki krwawi.
- Jezu, nic Pani nie jest? – zapytał, nie wiedząc jak zareagować. – Może zawieźć Panią do szpitala?
- Nie trzeba. – odparła szybko, po czym spróbowała wstać, wspierając się na jednej ręce. – Aaaaaa! – jęknęła nagle i ponownie upadła na gorący od słońca beton.
- Proszę uważać! – krzyknął mężczyzna i momentalnie znalazł się tuż obok Dolores. – Ma Pani stłuczone kolano, a ręka pewnie jest złamana. – wystawił diagnozę, jakby uważał się za lekarza.
Po tych słowach tajemniczy szatyn wziął czarnowłosą na ręce i zaniósł ją do swojego srebrnego BMW. Co prawda martwił się, że czerwoną cieczą kobieta zabrudzi mu całą tapicerkę, ale w końcu to on sam ją potrącił i teraz musiał ponieść na ten czyn odpowiedzialność.
Z początku stawiała opór i nie chciała pojechać z nieznajomym, bojąc się o swoje bezpieczeństwo, ale gdy Javier pokazał jej obrączkę, ustąpiła. Żonaty facet stanowi mniejsze prawdopodobieństwo, że wywiezie ją gdzieś do lasu i zgwałci na łonie natury. Cień ostrożności jednak zachowała. Nie ufała płci męskiej, odkąd poznała tego lubieżnego samca! Rzecz jasna, mowa o Jorge Pedraza.
Po dotarciu na miejsce, Javier, bo tak miał na imię jej wybawiciel, wniósł dziewczynę do szpitala i posadził ją na jednym z krzeseł w poczekalni, by tam zaczekała na lekarza. Potem jeszcze raz przeprosił za spowodowanie wypadku, życzył szybkiego powrotu do zdrowia, po czym pożegnał się i opuścił budynek.

*****

Siedziała w kuchni przy stole, nerwowo obracając w dłoni papierosa. Choć dawno temu rzuciła to świństwo, teraz musiała zapalić. Czuła, że jak tego nie zrobi, eksploduje. Ten jeden, jedyny raz nie wytrzymała. Stres w życiu i rutyna, a przede wszystkim niewiedza, co dzieje się z jej najlepszą przyjaciółką, zwyciężyły z samokontrolą. Nacisnęła na guzik w zapalniczce i po chwili jej oczom ukazał się żółto-czerwony płomień. Wpatrywała się w niego jak zahipnotyzowana. Potrząsnęła głową, by wyrwać się z amoku i odpaliła peta, tym samym nie do końca świadomie, powracając do nałogu. Gdy Marisa zaciągnęła się miętowym smakiem papierosa, całe pomieszczenie wypełnił dym nikotynowy. Słysząc szelest klucza w zamku, szybko zgasiła fajkę w popielniczce, a jej zawartość wyrzuciła przez balkon, by ukryć przed narzeczonym, że paliła.
- Co tu tak śmierdzi? – zapytał Chris, gdy tylko przekroczył próg mieszkania.
Cholera, zapomniałam, że zapachu szlugów nie da się zlikwidować. – pomyślała Mari, ciężko wzdychając.
- Sąsiadka była na kawie. – skłamała, nie wiedząc, co innego wymyślić na swoje usprawiedliwienie. Brunet nie lubił bowiem, gdy blondynka jarała blanty.
- Powiedziałaś to tak, że zabrzmiało jakby ta kobieta się nie myła. – odpowiedział, śmiejąc się cicho pod nosem. – Zapewne chodziło ci o to, że paliła w Twoim towarzystwie. – dodał po chwili milczenia.
- Tak, właśnie to miałam na myśli. – odparła, odwracając wzrok w przeciwną stronę.
- Oj, kochanie... – westchnął zrezygnowany Christopher. – Ile razy Ci mówiłem, że mnie nie da się oszukać?
- No dobra. – blond włosa skapitulowała. – Zapaliłam jednego skręta, ale to wszystko z tych pieprzonych nerwów! – krzyknęła, tracąc cierpliwość, po czym zaczęła płakać.
- Ciiii... – mężczyzna podszedł do dziewczyny i mocno ją przytulił. – Spokojnie, słonko. Dolores lada dzień się znajdzie. Przekazałem już jej zdjęcie detektywowi. Zobaczysz, wszystko będzie dobrze, skarbie.
Chris ustami otarł łzy ukochanej i czule ją pocałował, wsuwając swój język między jej lekko rozchylone wargi.

*****

Jechała właśnie na spotkanie z Lucasem, gdy zadzwonił jej telefon. Popatrzyła na wyświetlacz, na którym migało imię "Luck". Nacisnęła zieloną słuchawkę i dała na głośno mówiący.
- Mrrr... Witaj, kotku. – przywitała kochanka, mrucząc seksownie w kierunku głośnika.
- Cześć, kocico. – odparł równie czule do słuchawki. – O której będziesz?
- Za niecałe 15 minut. – rzekła, po chwili rozłączając się z mężczyzną.
Będąc już na miejscu, zaparkowała samochód, z którego najpierw wysiadły jej zgrabne nogi, a dopiero później cała reszta. Wcisnęła mały przycisk na pilocie i usłyszała dźwięk zamykanego auta. Stukot jej 7-centymetrowych szpilek rozchodził się echem po ulicy, gdy biegiem przemierzała odległość, dzielącą ją od restauracji, w której czekał na nią Lucas.
- Już jestem. – powiedziała Veronic, zachłannie wpijając się w usta kochanka.
Mężczyzna z dziką pasją odwzajemnił pocałunek. Gdy para już oderwała się od siebie, pierwszy odezwał się on.
- Jak przebiegła śmierć Twojego kochanego mężusia?
- Była piękna. – kobieta uśmiechnęła się chytrze, po czym dodała. – I bez żadnych komplikacji. Wszystko tak jak ustaliliśmy, kochanie.

*****

Wizja, że mogło się jej coś stać, zabijała go od środka. Biegał po ulicach Meksyku, nerwowo rozglądając się wokół. Spojrzał w prawo, gdzie znajdował się sklep z odzieżą używaną, na szybie widniała karteczka z napisem „WYPRZEDAŻ!” i choć w środku widział masę ludzi, wątpił, by była wśród nich jego ukochana. Na lewo dostrzegł stragan z męskimi gaciami, które sprzedawała jakaś starsza pani w moherowym berecie. To raczej też nie była jego słodka Dolores. Chyba, że dla niepoznaki przebrała się za staruszkę. – pomyślał. Szybko jednak odrzucił od siebie tę dziwaczną myśl. W końcu przystanął i jeszcze raz dokładnie rozejrzał się dookoła. Nagle gdzieś w oddali zobaczył, idącą wzdłuż chodnika ciemnowłosą dziewczynę. Na pierwszy rzut oka tyłem wyglądała na deko zagubioną. Maximo na znak ulgi wziął głęboki wdech, a następnie wydech, po czym z radości aż podskoczył do góry.
- Dolores! – zawołał uradowany i podbiegł bliżej, łapiąc brunetkę za ramię.
Kiedy wiatr zwiał z jej twarzy burzę czarnych loków, Max doznał rozczarowania. Uśmiech, który dotąd mu towarzyszył, teraz momentalnie zastąpił go smutek. Owa kobieta nawet w najmniejszym stopniu nie przypominała jego ukochanej. Mężczyzna powoli zaczął tracić nadzieję na odnalezienie Doli, ale nie zamierzał poddać się bez walki. Postanowił sprawdzić jeszcze wszystkie pobliskie szpitale w okolicy.
- Przepraszam. Pomyliłem Panią z kimś. – rzucił na odchodne do kobiety i szybkim krokiem ruszył w tylko sobie znanym kierunku.
Droga dłużyła mu się niemiłosiernie. Te zaledwie piętnaście minut dla niego było wiecznością. Dlatego zaraz kiedy znalazł się tuż przed szklanymi drzwiami szpitala, w pośpiechu niemalże wtargnął do środka, trącając po drodze jedną z pielęgniarek. W recepcji zdyszanym głosem zapytał, czy przypadkiem nie przywieziono do nich tego dnia pięknej dziewczyny, która nazywa się Dolores Altamirano. Dokładnie opisał jej wygląd, a gdy skończył, recepcjonistka powiedziała, że nikogo takiego tutaj nie widziała. Wtedy Maximo coś sobie przypomniał. Sięgnął do kieszeni spodni i wyciągnął z nich portfel, a z niego zdjęcie ukochanej. Podał go owej szczupłej blondynce, siedzącej za ladą przy biurku. Niechętnie spojrzała na fotografię i dopiero teraz łaskawie ją olśniło.
- A tak, owszem była tutaj taka. Przyjechała z jakimś panem, który potem sobie poszedł i zostawił ją samą w poczekalni. Lekarz przyjął ją jakąś godzinę temu. Przepraszam, że nie skojarzyłam od razu, ale mamy tylu pacjentów, że mózg staje w poprzek. Jakby się mnie pan zapytał w tej chwili, ile to jest dwa plus dwa, odpowiedziałabym pewnie, że dziesięć.
Aż się w nim zagotowało, jak usłyszał, że przywiózł ją jakiś facet. Nawet nie obchodził go fakt, że recepcjonistka nie umiała liczyć. Miał tylko ochotę natychmiast dowiedzieć się, kim był ten kutas, a potem obić mu ryja. To jednak mogło zaczekać, bo najpierw musiał sprawdzić czy z Doli wszystko w porządku, czy jest cała i zdrowa. W tym momencie najważniejsza była ONA!
- Co się stało? Jak ona się czuje? – zapytał blondyn, z nerwów łapiąc się za głowę.
- A jest Pan kimś z rodziny pacjentki? – nagle do jego uszu doszedł zupełnie obcy mu głos. Była to pielęgniarka, którą kilka sekund temu staranował na korytarzu i pytanie, którego obawiał się najbardziej.
- Tak, jestem jej narzeczonym. – skłamał. Wiedział, że niczego się nie dowie, mówiąc prawdę.
- A więc Pańska narzeczona wskutek potrącenia przez samochód osobowy ma złamaną rękę i lekko stłuczone kolano. Została zatrzymana w celu zrobienia dokładniejszych badań. Więcej powie Panu lekarz prowadzący. Proszę wjechać windą na czwarte piętro i udać się do pokoju lekarskiego. Panna Dolores leży w sali numer 150.
- Dziękuję. – odparł krótko i już po chwili zniknął w głębi korytarza.
Pojechał windą na wskazane przez pielęgniarkę piętro. Wzrokiem błądził po drzwiach sal szpitalnych, szukając odpowiedniego numerka. 147, 148, 149, 150… Nareszcie! Wbiegł do pomieszczenia niczym torpeda i usiadł na łóżku obok brunetki, która spoglądała na niego z przerażeniem w oczach. Ujął jej drobną, przestraszoną twarz w swoje silne, męskie dłonie i delikatnie pogładził jej gładką skórę. Ze łzami, które spływały po jego policzkach i z drżącym głosem, powtarzał słowa:
- Jak mogłaś mnie tak wystraszyć? Jak mogłaś? Jak mogłaś mi to zrobić? Tak cholernie się o Ciebie bałem, kochanie. Jak mogłaś ode mnie uciec? Myślałem, że serce mi pęknie, najdroższa. Nigdy więcej tego nie rób, błagam, bo umrę. Słyszysz, skarbie?
Po tych słowach ich spojrzenia spotkały się. Serca obojga stanęły, gdy Maximo swoimi ustami dotknął wilgotnych warg Dolores i zatopił w nich swój język.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez CamilaDarien dnia Pon 10:37, 20 Lip 2015, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
CamilaDarien
Administrator



Dołączył: 07 Maj 2012
Posty: 112
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Cieszyn
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 10:38, 20 Lip 2015    Temat postu:

Rozdział 5


Serca obojga na moment stanęły, gdy Maximo swoimi ustami dotknął wilgotnych warg Dolores i zatopił w nich swój język. Zaskoczona dziewczyna niepewnie, ale z czułością odwzajemniła pocałunek. Myślała, że to piękny sen. Nie chciała się obudzić. Poczuła motylki w brzuchu, co wywołało u niej falę rozkosznych dreszczy na całym ciele. Mężczyzna delikatnie pogłębił pieszczotę, by jeszcze przez chwilę nasycić się smakiem słodkich jak czekoladka ust ukochanej kobiety. Wszystko wokół nagle przestało istnieć. Nic nie miało znaczenia. Liczyli się tylko oni i ich nieziemsko czuły, a zarazem namiętny pocałunek.
Nie wiedział, jak długo się całowali, ale chciał, by ta chwila trwała wiecznie. Niestety, jego marzenie okazało się być niemożliwe do spełnienia, bo już po kilku sekundach dziewczyna oderwała się od jego ust i oszołomiona minionym wydarzeniem, wyszeptała:
- Dlaczego?
Milczał. Nie chciał, by poznała prawdę, bo bał się, że ponownie od niego ucieknie. Po prostu przestraszy się uczucia, które on do niej żywi i straci ją bezpowrotnie. Na to nie mógł pozwolić, bo pękłoby mu serce. W prawdzie miłość to nic złego, ale co ma sobie pomyśleć kobieta o mężczyźnie, gdy ten wyznaje, że jest w niej zakochany, a ona tak naprawdę nic o nim nie wie?! W ogóle go nie zna! To było skomplikowane bardziej, niż ktokolwiek przy zdrowych zmysłach mógł sobie wyobrazić. Na obecną chwilę wolał więc zataić owy fakt, by dać jej czas na oswojenie się z sytuacją, w której przyszło jej żyć. A przede wszystkim, by najpierw mu zaufała i pokochała, zanim pozna prawdę. Jeśli by go odtrąciła, nie zniósłby tak potężnego ciosu.
- Odpowiedz. – odezwała się Dolores, by przerwać niezręczną ciszę, która zapanowała.
- Przepraszam, zapomnij o tym. – wydusił w końcu.
- Nieee! – krzyknęła, wyrywając się gwałtownie z jego objęć, w których nadal tkwiła. – Żądam, byś natychmiast wyjaśnił mi zaistniałą sytuację, jeśli tego nie zrobisz, oskarżę cię o napastowanie! – zagroziła, przysuwając się maksymalnie do tylnej ramy łóżka, by nie mógł jej dotknąć.
- Nie bój się mnie, proszę. – wyszeptał błagalnie.
Spojrzała mu w oczy. O dziwo zobaczyła w nich troskę, miłość, a także ból. Nie wiedziała, czy to jej wyobraźnia, czy może raczej prawda. Zdawała sobie jednak sprawę z tego, że powoli zaczynała mu ufać, a co najważniejsze, czuła się coraz swobodniej w jego towarzystwie. Nie znajdowała tylko wytłumaczenia na jedno pytanie. Dlaczego jest jej tak dobrze u boku nieznajomego? Próbowała się przed tym bronić i wmawiać sobie, że jest inaczej, ale to wszystko ze strachu. Bała się. Cholernie bała się komuś zaufać po tym, co spotkało ją ze strony Jorge Pedrazy. Im dłużej wpatrywała się w brązowe tęczówki blondyna, tym bardziej tonęła w jego spojrzeniu. Zaczęła niepewnie zbliżać się w jego kierunku. Robiła to nieświadomie, a gdy się zorientowała, było za późno. Jej dłonie błądziły już po jasnych kosmykach włosów Maxa. Chciała się wycofać, ale serce krzyczało coś innego. Nie odsunęła się od niego, a wręcz przeciwnie, przywarła do niego całym swoim ciałem i trochę wbrew samej sobie wpiła się w jego lekko rozchylone wargi. Nagle poczuła, że naprawdę ma ochotę zostać w jego ramionach na zawsze. Wtedy wyluzowała się jeszcze bardziej i swoim językiem coraz śmielej pieściła podniebienie mężczyzny. Ten początkowo z zaskoczenia odwzajemnił pocałunek, jednak potem zatrzymał rękę brunetki w delikatnym uścisku i odsunął ją od siebie.
- Nie rób tego, Doli. – poprosił stłumionym głosem.

*****

Myślał, że laska robi sobie z niego jaja. Zaczął śmiać się do rozpuku w akcie nagłej, niepohamowanej euforii. Brunetka patrzyła na starca z poirytowaniem. Dopiero po chwili mężczyzna uspokoił się, a jego radość zastąpiła niewyobrażalna wściekłość. Wstąpił w niego prawdziwy demon agresji, w efekcie czego mocno i brutalnie przygwoździł kobietę do ściany. Dziewczyna spróbowała wyrwać się z objęć Jorge, ale mężczyzna był silniejszy.
- Nie bawią mnie tego typu żarty, Dolores. – wysapał mężczyzna, siłując się z zapięciem jej spódnicy. – Spotka cię zatem kara za wygadywanie tych bzdur!
- Zostaw mnie, świnio! – szarpała się. – Mówię prawdę, nazywam się Aida Altamirano i jestem siostrą bliźniaczką Dolores!
- Coś Ty powiedziała, suko?! – wrzasnął, coraz mocniej przyciskając ją do ściany. Po chwili jednak poluzował uścisk. – Niezła próba, ale nie uwierzyłem!
- A szkoda! – krzyknęła, wyrywając z łap starego człowieka kawałek materiału swojego ubrania, które próbował z niej zedrzeć. – Puszczaj mnie, oblechu! Powtarzam jeszcze raz, nie jestem Dolores, do cholery! – to mówiąc, solidnie odcharknęła i splunęła wprost w jego oko.
Wyprowadzony z równowagi mężczyzna w odpowiedzi na owy wybryk kobiety, zamachnął się i wymierzył jej siarczysty policzek. Na skutek zadanego ciosu jej głowa w tempie błyskawicznym przekręciła się w bok. Odruchowo złapała się za piekące lico, ale akurat w tym momencie Pedraza wykręcił jej rękę do tyłu. Syknęła z bólu.
- Lepiej bądź grzeczną dziewczynką i nie kłam, bo nie wyjdzie ci to na dobre, królewno. – wyszeptał jej do ucha, przygryzając przy tym jego płatek.
Dziewczyna zadrżała ze strachu i z całych sił wyrwała się z silnego uścisku swojego oprawcy, po czym uderzyła go kolanem w krocze. Jorge złapał się za przyrodzenie i skulił pod ścianą, wyjąc z przeraźliwego bólu.
- Związać ją! – wydał rozkaz, zwracając się do swoich ludzi, gdy już odzyskał mowę.
Troje dryblasów migiem wykonało polecenie szefa, po czym zaciągnęli ją do podziemi. Na koniec jeszcze ją skopali i zostawili na pastwę losu, leżącą i zakneblowaną na zimnej posadzce w piwnicy.

*****

Siedzieli w restauracji, rozmawiając. A właściwie to knując przeciwko Maxowi i Dolores. Veronic miała plan, jak zniszczyć ich oboje, ale by wcielić go w życie, trzeba było przygotować sobie grunt. Max musiał najpierw połknąć haczyk, a dopiero potem można było przystąpić do działania.
Lukas słuchał uważnie, co mówiła jego wspólniczka, a w międzyczasie notował coś w swoim dzienniku. Kamienny wyraz twarzy kobiety świadczył o tym, że jest w stanie posunąć się do najgorszych podłości i bez skrupułów pozbawić brata sensu życia, a jak wiadomo od dawna, jest nim jego ukochana. Zresztą nie tylko ją miała zamiar mu odebrać, a także dom, pieniądze, firmę, szczęście i wszystko to, czego ona nigdy nie miała. A przynajmniej tak jej się wydawało. Ich rodzice zmarli, kiedy ona chodziła do szóstej klasy podstawówki. Max wówczas był już pełnoletni i po śmierci Carlosa i Andrei, odziedziczył cały majątek, ona nie dostała nic. Nawet głupiej zabawki z dzieciństwa matki czy chociażby ojca. Ale to ją wcale nie zdziwiło, bo dla nich liczył się tylko Maximo, był faworyzowany na każdym kroku i rodzice często stawiali jej brata jako przykład, czego ona nie mogła znieść. W jej oczach dla nich była tylko niesforną łobuziarą, ganiającą non stop po podwórku i bawiącą się z najbardziej niegrzecznymi dziećmi na osiedlu. Tak więc można powiedzieć, że po części wychowała ją ulica. Dokąd sięgała pamięcią, zawsze była na tym drugim miejscu. Max początkowo utrzymywał nastoletnią siostrę właśnie ze spadku, ale z czasem dziewczynka została mu odebrana i wysłana do Domu Dziecka. Sąd uznał, że ten nie opiekuje się nią dostatecznie dobrze, by mogła z nim zostać. W rzeczywistości chłopak bardzo się starał, by nic nie brakowało jego siostrzyczce, ale widać nie na tyle, by dostrzegła to Opieka Społeczna i ona sama. Wiadomo, że pieniądze nie są wieczne i kiedyś się kończą, ale wtedy szedł do pracy, by zarobić. Niestety, w oczach Veronic wyglądało to zupełnie inaczej. Zawsze gdy brat odwiedzał ją w sierocińcu, udawała, że cieszy się na jego widok. Tak naprawdę w duchu modliła się o to, by jak najszybciej sobie poszedł, a jeszcze lepiej, by w drodze powrotnej przytrafił mu się jakiś nieszczęśliwy wypadek, po którym trafi wprost na cmentarz. Życzyła mu rychłej śmierci, bo ubzdurała sobie, że przez niego rodzice się jej wyrzekli. Kiedy pieniądze ze spadku skończyły się, ledwo wiązał koniec z końcem, ale pięć lat później postawił na nogi rodzinną firmę i dorobił się majątku wartego kilkaset tysięcy dolarów. Dlatego teraz, gdy Vera jest już dorosłą kobietą, przysięgła sobie, że podąży po trupach do celu, by tylko zniszczyć jego życiową radość, na którą tak długo czekał i na którą sam sobie zapracował.
- Ej, co jest? – z amoku wyrwał ją głos Lukasa. Nawet nie zauważyła, kiedy zamilkła.
- Przepraszam, zamyśliłam się. – odpowiedziała szybko i wróciła do streszczania swojego planu zemsty.

*****

Jego słowa dochodziły do jej głowy w zwolnionym tempie. Nie mogła uwierzyć w to, co usłyszała. Sądziła, że na to właśnie czekał i marzył o tym od chwili, w której porwał ją sprzed ołtarza. Teraz okazuje się, że gdy ona w końcu odważyła się go pocałować, on ją odpycha. To było coraz dziwniejsze i nie potrafiła zrozumieć jego zachowania. Na dodatek sama zaczęła się wstydzić własnego, bo uświadomiła sobie, co chciała zrobić. Musiała chyba zwariować! Nic nie mówiąc, odsunęła się od niego na bezpieczną odległość i starała się unikać jego spojrzenia.
- Nie chcę, byś później tego żałowała. – wyjaśnił, wymuszając kontakt wzrokowy.
- Czego Ty ode mnie chcesz? – zapytała, zmieniając temat. – Nie znam cię i nie rozumiem, jak to jest możliwe, że Ty znasz mnie i że tak dużo o mnie wiesz.
- Zapytaj spadającej gwiazdy. – odrzekł tajemniczo. – Wrócisz ze mną do domu?
- Do jakiego domu? – odpowiedziała pytaniem na pytanie. – To jest Twój dom, ja jestem tam tylko więźniem.
- Nie, chwileczkę. – zareagował. – Posłuchaj, Dolores. Tysiąc razy Ci powtarzałem, że nie trzymam cię pod kluczem i w każdej chwili możesz sobie pójść.
- I zrobiłam to, ale Ty mnie znalazłeś.
- Owszem, bo bałem się, że znowu trafisz w łapy tego skurwiela i stracę cię na zawsze.
- To nie jest Twoja sprawa. – oburzyła się brunetka.
- Moja, a wiesz dlaczego?
- Dlaczego? – zapytała z czystej ciekawości.
- Bo nie zniósłbym, gdyby coś ci się stało. – powiedział, łapiąc jej twarz w dłonie. Tak bardzo pragnął wyznać jej miłość, ale było na to za wcześnie. – Proszę, zostań ze mną. – w jego oczach błysnęły łzy. – Będę cię chronił, obiecuję.
- Tylko bym wam przeszkadzała. – odparła i zrobiła znaczącą przerwę. – Zdaje się, że przyjechała twoja narzeczona. – dokończyła po chwili.
- O kim mówisz? – zapytał zdezorientowany.
- O tej czerwonowłosej piękności, którą rano widziałam w twoim domu, zanim z niego wyszłam. – odpowiedziała z lekką ironią.
- Aaaa, chodzi Ci o Veronic. – zrozumiał i zaśmiał się cicho. – To moja siostra. – wyjaśnił.
Widać było, że odetchnęła z ulgą, gdy Maximo wypowiedział ostatnie słowa. Była zazdrosna i nie mogła temu zaprzeczyć. Tak naprawdę nie miała zamiaru uciekać, ale gdy rano zobaczyła go razem z tą kobietą, szlag ją trafił. Postanowiła więc się ulotnić, by nie przeszkadzać im w uwijaniu miłosnego gniazdka. Nie chciała być w jego centrum, a tym bardziej stworzyć z nimi uroczego trójkącika.
- I co z tego? – próbowała udawać niewzruszoną. – Nadal ci nie ufam.
- Nie oczekuje tego od Ciebie, bo wiem, że potrzebujesz więcej czasu na oswojenie się z tą sytuacją. – odparł spokojnie, drapiąc się po nosie. – Chcę tylko, żebyś ze mną wróciła.
- Dobrze, zrobię to. – zgodziła się.
- Naprawdę? – mężczyzna nie mógł uwierzyć. – Dziękuję. – uśmiechnął się do niej promiennie.

*****

Była pobita do nieprzytomności. Jej ciało leżało bezwładnie na podłodze, a dookoła krążyło stado szczurów i mysz. Minęło sporo godzin zanim otworzyła oczy. Zrobiła to bardzo powoli, ponieważ jej powieki były ciężkie i nad wyraz spuchnięte. Rozejrzała się po pomieszczeniu i z przerażeniem stwierdziła, że została uwięziona w czterech ścianach. Chciała krzyknąć, ale nagle poczuła opór w postaci taśmy klejącej, która zasłaniała jej usta. Spróbowała się też podnieść, ale bez większego skutku. Sznur mocno zaciśnięty wokół całego jej ciała, skutecznie to uniemożliwiał. Związana i dotkliwie pobita z bezsilności uroniła jedną łzę. Później kolejne aż w końcu rozpłakała się na dobre.

*****

Rano wstała z łóżka i spojrzała na śpiącego narzeczonego. Pocałowała go w policzek, ubrała szlafrok i poszła do kuchni zrobić śniadanie. Otworzyła lodówkę, która okazało się, że była pusta.
- Cholera, z tego ciągłego zamartwiania się o Dolores zapomniałam zrobić zakupy. – westchnęła głośno.
Chcąc, nie chcąc, wróciła do sypialni i podeszła do szafy. Wyjęła z niej biały top na szerokich ramiączkach, do tego szarą kamizelkę i dżinsy biodrówki. Z idealnie dobraną garderobą powędrowała do łazienki i tam się przebrała, a także umalowała. Kiedy była już gotowa do wyjścia, zabrała jeszcze tylko z komody torebkę i portfel. W sklepie kupiła potrzebne produkty i z torbą pełną zakupów wróciła do domu. Tam czekał na nią zmartwiony Chris, gdyż dziewczyna wychodząc, nie zostawiła mu żadnej kartki z wiadomością.
- Kochanie, gdzie byłaś? – zapytał, podchodząc do ukochanej i całując ją w usta.
- W supermarkecie. – odpowiedziała, gdy oderwali się od siebie. – Musiałam zrobić zakupy, bo nic już nie ma w lodówce.
- Wybacz, powinienem o tym pomyśleć. – powiedział, drapiąc się po głowie. – Następnym razem ja pojadę. Właśnie, dlaczego nie wzięłaś samochodu? – spytał zdziwiony. – Wczoraj przecież wymieniłem w nim koło i stoi już przed domem.
- Wiem, ale wolałam się przejść. – odparła. – Spacer dobrze mi zrobił.
- Rozumiem.
Nagle zadzwonił telefon. Christopher wyjął go z kieszeni dresu i spojrzał na wyświetlacz. Mimo że numer był nieznany, odebrał.
- Słucham?
- No wreszcie, stary! – usłyszał po drugiej stronie głos kumpla, z którym nie miał kontaktu od dłuższego czasu. – Myślałem, że zapadłeś się pod ziemię. Gdyby nie Veronic, nie wiedziałbym, że zmieniłeś numer. Zlitowała się nade mną i wyciągnęła wizytówkę od twojego brata.
- Max, miło cię słyszeć. – ucieszył się brunet. – Kopę lat.
- Tak, wiem. – potwierdził wersję kolegi. – Ale teraz nie czas gadać na ten temat. Dzwonię w innej, bardzo ważnej sprawie.
- Co się stało?
- Domyślam się, że Marisa i Ty umieracie z niepokoju o Dolores. – zaczął. – Możecie więc odetchnąć z ulgą, bo wasza przyjaciółka jest cała, zdrowa i bezpieczna.
- Co? Ale jak to? – zdziwił się mężczyzna. – Skąd ty ją znasz i skąd wiesz, że nic jej nie grozi?
- O nic nie pytaj, bo to długa i skomplikowana historia. – odpowiedział. – Posłuchaj, jeśli chcecie się z nią zobaczyć, jest w moim starym domu na obrzeżach miasta. Pamiętasz adres?
- Tak. – odparł krótko zupełnie zaskoczony. – Przyjedziemy najszybciej jak się da. – dodał i rozłączył się.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
CamilaDarien
Administrator



Dołączył: 07 Maj 2012
Posty: 112
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Cieszyn
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 10:39, 20 Lip 2015    Temat postu:

Rozdział 6


Z nudów leżała na szpitalnym łóżku i bawiła się końcówkami włosów, kiedy blondyn wszedł do sali z wypisem w ręku. Spojrzała na niego pytającym wzrokiem, a on tylko przytaknął jej kiwnięciem głowy, by zrozumiała, że zabiera ją do domu.
- Przyniosę ci jeszcze twoje rzeczy z przechowalni, byś mogła się ubrać. – powiedział, zostawiając dokumenty na szafce obok łóżka i chwilę później zniknął jej z pola widzenia.
Kilka minut później wrócił. I choć nie było go tak krótko, to zdążyła już nawet za nim zatęsknić. Uśmiechnęła się na jego widok, a on podszedł do niej i wręczył jej całą garderobę, którą miała na sobie w dniu wypadku. Oczywiście, wyszedł na korytarz, by dziewczyna mogła się w spokoju przebrać w swoje ciuchy. Korciło go niezmiernie, by podglądnąć ją przez dziurkę od klucza, ale w ostatniej chwili się wycofał. Skarcił się w myślach i cierpliwie czekał za drzwiami, podczas gdy Dolores zaczynała się ubierać. Co prawda, było jej z deka ciężko wykonać tę czynność ze zwichniętą ręką na temblaku, ale jakoś dała radę.
Tymczasem Max zdążył wypić już trzy kawy z automatu i w momencie gdy sięgał po kolejną, zobaczył zmierzającą w jego kierunku czarnowłosą dziewczynę. Utykała trochę na prawą nogę, bo miała stłuczone kolano i do tego bolała ją kostka, dlatego podpierała się o wszystko, co napotkała po drodze. Mężczyzna zrezygnował więc z wypicia czwartej dawki kofeiny, by pomóc ukochanej swobodniej się przemieszczać. Podbiegł do niej w takim tempie, że ani on, ani ona, nie wiedzieli, w jaki sposób znalazł się u jej boku. Bez zbędnych ceregieli pochwycił ją w swoje silne ramiona i na rękach wyniósł ją ze szpitala. Gdy byli już na zewnątrz, wszyscy ludzie wgapiali w nich gały z zachwytem, uśmiechając się dyskretnie pod nosem. Niektórzy jednak patrzyli na nich z nieskrywaną pogardą. Dolores i Max byli tak zajęci sobą, że nie zwracali uwagi na żadne ze spojrzeń przechodniów.
- Mam skręconą rękę, nie nogę. – zaśmiała się w głos, Doli, by przerwać w końcu tę niezręczną ciszę między nimi.
- W środku sprawiałaś dokładnie odwrotne wrażenie, bo wręcz słaniałaś się na tych nogach. – odpowiedział, również się śmiejąc. – Powinnaś więc być mi wdzięczna, że nie zostawiłem cię na pastwę podłogi, która prędzej by cię pochłonęła, zanim doszłabyś o własnych siłach do mojego samochodu.
- Bardzo śmieszne. – brunetka nie mogła przestać się śmiać.
Mężczyzna czuł, że pierwsze lody w ich relacji zostały przełamane, bo Doli zaczęła zachowywać się dużo bardziej swobodnie w jego obecności, niż na samym początku, gdy trafiła pod jego opiekuńcze skrzydła. Zaczęła się uśmiechać, a nawet śmiać, co było naprawdę ogromnym postępem. Cieszył go taki obrót akcji.
Posadził ją z przodu w swoim samochodzie na miejscu pasażera, a sam zasiadł za kierownicą. Oboje zapięli pasy, po czym blondyn przekręcił kluczyk w stacyjce i ruszył, kierując się w stronę obrzeży miasta, gdzie stał jego stary dom.
- Mam dla Ciebie niespodziankę. – odezwał się, gdy dojeżdżali na miejsce.
- Jaką? – spytała, nie kryjąc ciekawości.
- Zobaczysz. – spojrzał na nią, ale zaraz odwrócił głowę, gdyż musiał patrzyć na drogę, by ich nie pozabijać. – Mówiłem, że to niespodzianka, więc nie mogę powiedzieć, o co chodzi.
Tym zdaniem zakończył dyskusję i dalsza droga minęła im w milczeniu. Jechał ostrożnie, jednocześnie cały czas się uśmiechając. Trochę do niej, trochę do samego siebie. Ona zaś nawet na chwilę nie spuszczała z niego swojego zafascynowanego wzroku, co oczywiście nie uszło jego czujnej uwadze.

*****

Kierując się poszczególnymi wskazówkami GPS-a, przemierzał kolejne kilometry, dzielące ich od miejsca pobytu najlepszej przyjaciółki. Brunet jednak nie mógł skupić się na prowadzeniu samochodu, bo obok niego siedziała szczupła blondynka i zasypywała go milionami pytań, na które on niestety odpowiedzi nie znał. Sam się bowiem zastanawiał, jak to jest możliwe, że Maximo znał Dolores, a on ani Marisa nie mieli o tym bladego pojęcia. A w końcu przyjaźnili się od lat… Cholera, żaden element układanki nie składał mu się w całość. Jedynym więc wyjściem była rozmowa z Maxem, a także Doli, by oboje wyjaśnili im zaistniałą sytuację.
- Chris, nie rozumiem, skąd oni się w ogóle znają? – dziewczyna wciąż ciągnęła narzeczonego za język, mając nadzieję, że ten jednak coś wie na ten temat. – Przecież Dolores na pewno by mi coś powiedziała, nie miałyśmy przed sobą żadnych tajemnic. Szczególnie jeśli chodzi o poznawanie facetów.
- Widocznie tym razem zapomniała cię poinformować o tak istotnym fakcie. – rzekł brunet, cały czas patrząc na jezdnię. – Albo po prostu uznała, że to jej sprawy prywatne i nie będzie ci nimi zawracać głowy. – dodał na jednym tchu.
- O nie, mój kochany! – krzyknęła, że mężczyzna aż podskoczył na siedzeniu. – Doli taka nie jest i kto jak kto, ale Ty wiesz o tym najlepiej, skarbie. Nie raz byłeś świadkiem naszych kobiecych wyznań, już zapomniałeś? – spojrzała na niego pytająco.
- Pamiętam, jednak Dolores jest raczej zamknięta w sobie i to Ty wymuszałaś na niej te wszystkie opowieści, choć ona wcale nie miała ochoty na zwierzenia. – Chris zabrał jedną rękę z kierownicy i zmienił nią bieg.
- Jak możesz tak mówić? – oburzyła się blondynka. – To że chodziłeś z nią do jednej klasy liceum, nie znaczy, że znasz ją lepiej ode mnie.
- Dobra, nieważne. – odparł spokojnie. – Nie chcę się z Tobą kłócić, dlatego zakończmy już tę rozmowę. Wszystkiego dowiemy się na miejscu.
Nic już nie odpowiedziała, tylko posłusznie siedziała cicho, czekając, aż ta męcząca i dłużąca się niemiłosiernie podróż dobiegnie końca. Jednocześnie słuchała muzyki, płynącej z radia, by zagłuszyć natrętne myśli, kłębiące się w jej głowie.

*****

Patrzyła na krzątającego się po kuchni mężczyznę i była pełna podziwu dla jego talentu kulinarnego. Co prawda, jeszcze nie spróbowała niczego, co przyrządził, ale wiedziała, że na pewno jej nie otruje. A właściwie to już kiedyś zrobił jej kanapkę z szynką, ale tego nie można było wliczyć do dań obiadowych. Nie jadła zbyt wiele, odkąd ją porwał. Bała się go, ale najbardziej samej siebie! Bała się, że jeśli mu zaufa, to będzie to najgorszy błąd w jej życiu. Teraz jednak już nie czuła strachu. W jego obecności czas płynął tak szybko, że miała wrażenie, iż znają się od lat. Może jeszcze w pełni mu nie zaufała, ale wiedziała, że niedługo to nastąpi. Podobał jej się, fascynował ją, a co najważniejsze dobrze ją traktował, za co była mu bardzo wdzięczna, zważając na to, że przeżyła traumę przy tym chuju Jorge. Tak się zamyśliła, że nawet nie zauważyła, kiedy blondyn podał do stołu posiłek.
- Smacznego, ślicznotko. – powiedział czule, ściągając fartuszek i odsuwając krzesło dziewczynie.
- To jest ta niespodzianka, tak? – zapytała, siedząc już wygodnie.
- Nie. – odparł krótko. – Niespodzianka zapewne jest już w drodze, a ja by umilić nam ten czas oczekiwań, postanowiłem coś upichcić i zjeść obiad w towarzystwie pięknej kobiety.
- Dobra, dobra. Nie czaruj mnie tutaj, tylko jedz. – powiedziała, trochę się czerwieniąc.
- Spróbuj pierwsza. – zaproponował.
- Jasne, a tam będzie trutka na szczury. – zaśmiała się. – Wolę, byś Ty pierwszy się otruł.
- Co ty mi zarzucasz, ślicznotko? – uśmiechnął się rozbrajająco. – I jeszcze chcesz mnie zabić, no ładnie!
- Aaa, czyli przyznajesz, że zatrułeś tę zupę? – zrobiła poważną minę, choć trudno jej było zachować powagę, bo w duszy się śmiała.
- Do niczego się nie przyznaje. – zaprzeczył i pokazał jej język.
- Ale i tak zjesz to jako pierwszy.
Wstała, obeszła stół dookoła i zdrową ręką złapała jego łyżkę, którą nabrała trochę zupy i próbowała go nakarmić. Jednak on tak wymanewrował, że łyżka znalazła się w jej buzi, zamiast w jego.
- Jesteś niemożliwy! – krzyknęła i zaczęła go ganiać po całym pokoju, bo gdy on się zorientował, co zrobił, wolał od razu uciekać.
Pobiegł do swojego pokoju i ukrył się w szafie, mając nadzieję, że ukochana go tam nie znajdzie. Doli chodziła po wszystkich zakamarkach w domu, szukając go i nawołując. Głupia, myślała, że sam się zdradzi i się odezwie! Gdy wreszcie dotarła do celu i stała plecami do stojącej za nią szafy, pochyliła się, sprawdzając, czy przypadkiem nie schował się pod łóżkiem. Wtedy Maximo uchylił drzwiczki i wyskoczył z mebla wprost na Dolores. Z jej ust wydobył się przeraźliwy pisk, a po chwili oboje turlali się po podłodze. Na szczęście obyło się bez uszkodzenia i tak już skręconej ręki. Ich spojrzenia spotkały się, a usta coraz bardziej przybliżały się do siebie. I gdy dzieliły ich już tylko milimetry od pocałunku, właśnie w tym momencie usłyszeli dzwonek do drzwi. Zerwali się jak oparzeni, doprowadzając do ładu swoje fryzury i jednocześnie poprawiając ubranie.
- Wybacz mi, Dolores. Trochę się zapomniałem. – wyszeptał i ruszył w kierunku drzwi wejściowych.

*****

Cały czas płakała. Łamiącym się głosem wzywała pomocy, choć doskonale wiedziała, że stamtąd nikt jej nie usłyszy. Dobrze, że chociaż udało jej się zedrzeć z ust taśmę klejącą, bo teraz miała dostęp do większej ilości wdychanego powietrza. Wokół było ciemno i jak to w każdej piwnicy panowała wilgoć. W dodatku te kraty… Boże, jak w więzieniu! Czuła się tam okropnie. Zaczęła się szamotać, próbując w ten sposób poluzować węzły. Nagle jednak usłyszała czyjeś ciężkie kroki i przestała się rzucać. Mężczyzna otworzył kraty i podszedł do sponiewieranej kobiety, leżącej na ziemi. Zamknęła oczy, udając, że śpi. Czuła na sobie cień, stojącego nad nią człowieka. Trzęsła się z przerażenia, a w duszy przeklinała dzień, w którym odkryła, że ma siostrę bliźniaczkę. To przez nią tutaj była! Przez Dolores, bo to właśnie z nią została ona pomylona! Jorge pochylił się i brutalnie potrząsnął przestraszoną dziewczyną. Nie chciała, by bardziej ją pobił, dlatego gwałtownie otworzyła oczy, z których biła niema prośba o okazanie litości.
- Idziemy na spacer, królewno. – odezwał się zachrypniętym głosem, próbując ją rozwiązać.
- Dokąd? – zapytała ostrożnie.
- Tam gdzie już dawno powinnaś była trafić. Tylko że tym razem mi nie uciekniesz, już ja tego dopilnuję! Nawet ten Twój pożal się Boże obrońca nie zdoła cię uratować przed ślubem ze mną! – wykrzyknął wprost do jej ucha.
- Ale ja nie jestem Dolores. – wyszeptała ostatkiem sił.
Jej słowa spotkały się z natychmiastową reakcją starca, przez którego została spoliczkowana. Zabolało ją jak jasna cholera, ale wolała się już nie odzywać. Chwilę później poczuła ulgę, bo skrępowane dotąd jej ręce, nogi i tłów, teraz były wolne. Postanowiła działać od razu, nie czekając, aż wrócą jej siły. Musiała spróbować ucieczki, po prostu musiała! Jako dziecko ćwiczyła sztuki walki i miała nadzieję, że coś jeszcze z tego pamięta. Jednym sprawnym ruchem przewróciła mężczyznę na zimną posadzkę i trzymając go w żelaznym uścisku, tak by nie mógł się ruszyć, wyjęła spod paska jego spodni giwerę, po czym mocno go związała. Była zaskoczona, że aż tyle siły udało jej się użyć, no ale cóż… Kiedy kobieta jest w niebezpieczeństwie, odzywa się w niej instynkt gangstera.
- Co robisz, idiotko?! Rozwiąż mnie w tej chwili! – krzyczał, ale ona była głucha na jego rozkazy.
Zdała sobie sprawę, że zapomniała zakleić mu mordę, bo jak będzie się tak wydzierał, to zaraz przyleci ktoś z jego ludzi i ona sama narobi sobie przez to kłopotów. Szybko więc nadrobiła to małe niedociągnięcie i wymierzyła z broni w jego głowę. Rzecz jasna, nie miała zamiaru strzelać, nie była morderczynią. A poza tym mogłaby się zdemaskować, bo strzały wywołują ogromny hałas. Pragnęła tylko zobaczyć strach w jego zielonych oczach. Nienawidziła tego koloru. I gdy tylko dostrzegła te emocje w spojrzeniu starca, zaśmiała się i schowała pistolet, mówiąc nieco podniesionym tonem:
- Nie jestem Dolores, zapamiętaj to sobie raz na zawsze, głupi kutasie!
I wyszła, zostawiając mężczyznę na pastwę losu.

*****

Gdy zobaczyła, stojących w progu przyjaciół, nie mogła uwierzyć własnym oczom. Przetarła je, upewniając się, że to nie sen, a rzeczywistość. I gdy doszła już do siebie, wpadła w ramiona najpierw Marisie, a później Christopherowi.
- Tak za wami tęskniłam, skąd się tu wzięliście i jak mnie tutaj znaleźliście? – zapytała, uśmiechając się promiennie do zakochanych.
- Max do mnie zadzwonił i poinformował, że jesteś u niego. – odparł Chris, odpowiadając na oba pytania brunetki.
- Ale jak to? – przewróciła oczami zaskoczona i spojrzała na blondyna, który akurat witał się z gośćmi. – Max, możesz mi to wytłumaczyć?
I nim cokolwiek zdążył jej odpowiedzieć, padło pytanie z ust blondynki:
- Od kiedy jesteście razem i skąd się znacie?
W tym momencie Maximo i Dolores zaczęli się śmiać, a Chris i Marisa patrzyli na nich, nic nie rozumiejąc. Ich miny były zabójcze.
- Jak już mówiłem przez telefon, to bardzo skomplikowana historia. – odezwał się Max, bo jako pierwszy się uspokoił.
Dolores nie wiedziała, czy może mu ufać, a tym bardziej nie miała pojęcia, skąd Max miał o niej tak dużo informacji, ale była mu wdzięczna. Oczywiście, miała zamiar później dowiedzieć się wszystkiego, ale teraz to nie miało znaczenia. Była taka szczęśliwa, że z tej radości podeszła do niego i pocałowała go w policzek ze słowami na ustach:
- Dziękuję.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
CamilaDarien
Administrator



Dołączył: 07 Maj 2012
Posty: 112
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Cieszyn
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 10:40, 20 Lip 2015    Temat postu:

Rozdział 7


Siedziała na kanapie w salonie i rozmawiała z przyjaciółmi, których nie widziała od dobrych kilkunastu tygodni. Max obserwował całą sytuację z drugiego końca pokoju, a swój wzrok najbardziej skupiał na drobnej czarnowłosej dziewczynie. Uśmiechał się za każdym razem, gdy widział, jak Dolores śmiesznie wymachuje rękami, opowiadając jakąś historię. Musiała mieć naprawdę dobry humor, bo cały czas się śmiała, co Maxa bardzo cieszyło. Zerkała też czasem w jego stronę, posyłając mu pełne wdzięczności spojrzenia.
Marisa początkowo uważnie słuchała opowieści przyjaciółki, ale jej cierpliwość powoli zaczynała się kończyć. Nie obchodziły jej jakieś mało istotne rzeczy, którymi Doli właśnie ich karmiła, bardziej chciała wiedzieć, co działo się z nią przez cały ten czas, gdy ona umierała z niepokoju. Christopher zaś był innego zdania. Cieszył się, że przyjaciółka odnalazła się cała i zdrowa, no może oprócz tej zwichniętej ręki na temblaku, ale ważne, że to nic groźnego. Mężczyzna jednak nie naciskał na nią tak bardzo jak jego narzeczona. Uważał, że jeśli będzie chciała i będzie na to gotowa, to sama im wszystko powie.
- Kobieto, czy Ty chcesz mnie zdenerwować? – odezwała się w końcu Marisa, nie mogąc dłużej wytrzymać. – Pytałam, co się z Tobą działo przez te dwa miesiące, a Ty mi tutaj opowiadasz coś, co w ogóle mnie nie interesuje. Ty mnie obchodzisz, więc gadaj, co się stało, że tak nagle zniknęłaś i to bez pożegnania?! – niecierpliwiła się kobieta.
- Nie mam ochoty teraz o tym rozmawiać, wybacz. – odparła Dolores i spuściła głowę. Widać było, że posmutniała.
- Ale dlaczego, o co chodzi? Przecież nigdy nie miałyśmy przed sobą tajemnic. – Marisa nadal ciągnęła swoją dyskusję.
- Kochanie, daj już spokój. – Chris objął narzeczoną, przerywając tym samym rozmowę. – Jeśli Dolores nie chce o tym mówić, uszanuj jej decyzję, a być może kiedyś sama wszystko ci opowie. – dodał po chwili.
- Christopher, to poważna sprawa, a Ty zachowujesz się jakby nie było jej jeden dzień. – blondynka twardo trzymała się swojego zdania i nie odpuszczała. – Masz mi natychmiast powiedzieć, gdzie się podziewałaś, do jasnej cholery?! – tym razem zwróciła głowę ku Dolores, podnosząc nieco ton.
- Mari, nie mam ochoty się z Tobą kłócić, więc lepiej posłuchaj dobrej rady swojego narzeczonego i daj mi spokój.
Brunetka starała się panować nad emocjami, ale nie wychodziło jej to zbyt dobrze. Mimo że za wszelką cenę chciała ukryć swój ból i smutek, po tym co ostatnio przeszła, nie umiała zahamować napływających do jej oczu łez bezsilności. To wciąż bardzo głęboko siedziało w jej psychice i mocno odciskało na niej piętno. Nie mogła odnaleźć spokoju duszy, którego tak usilnie pragnęła. Szczególnie teraz, gdy przyjaciółka zażądała wyjaśnień i okrutne wspomnienia powróciły ze zdwojoną siłą. Nie była gotowa na takie rozmowy. Jeszcze nie teraz. Jedynym miejscem, w którym czuła się bezpieczna i w miarę spokojna, był to dom blondyna, a także… Jego jakże opiekuńcze ramiona!
- Dobrze. – ustąpiła w końcu Marisa, zauważając, że Doli zaraz się rozpłacze. Ostatnie czego w tej chwili chciała, to zranić najbliższą sobie osobę, którą zawsze traktowała jak rodzoną siostrę. – W takim razie obiecuję, że nie będę zadawać więcej pytać i cierpliwie poczekam… – nagle przerwała swoją wypowiedź i cicho zaśmiała się pod nosem. – Yyy… To znaczy, postaram się być cierpliwa, bo wiesz, że to nie jest moja najlepsza strona i w moim przypadku to raczej oksymoron, ale dla Ciebie jestem na to gotowa. – przyznała całkiem szczerze.
- Dziękuję. – odparła krótko czarnowłosa, lekko się uśmiechając.
- No to teraz idź się spakuj i wracamy do domu! – krzyknęła blondynka, klaskając radośnie w dłonie. – Bo rozumiem, że masz zamiar z nami jechać, prawda? – dodała, widząc, że dziewczyna milczy.
Brunetka spojrzała w stronę Maxa. Nie musiała nawet pytać, jego mina mówiła wszystko. Nie była też pewna, czy zgodziłby się na jej odejście. Ale tak po prawdzie… Ona sama nie chciała od niego odchodzić. Nie potrafiła tak po prostu wyrzucić go ze swojego życia i zatrzasnąć za nim drzwi. Był dla niej taki dobry, że chcąc, nie chcąc, zakochała się w nim, choć do końca jeszcze nie przyjmowała tego do wiadomości. Jednocześnie czuła jednak, że oboje za daleko się posunęli w swojej relacji. Strach sparaliżował ją od środka i nagle zapragnęła uciec. Uciec od prawdziwej miłości, którą los podarował jej po raz pierwszy w życiu.
- Tak, wracam. – odpowiedziała, choć tak naprawdę miała zamiar powiedzieć coś zupełnie innego.
Spojrzała na twarz mężczyzny, którego kochała, a nie chciała się do tego przyznać. Blondyn spuścił tylko głowę i załamany odwrócił się na pięcie, wychodząc z salonu. Dolores odprowadziła go wzrokiem, po czym przeprosiła gości i pobiegła do swojego pokoju pod pretekstem spakowania walizki. Powód jednak był inny. Nie chciała, by ktoś zobaczył, jak płacze...

*****

Skradała się na palcach, mijając kolejne nieoświetlone korytarze. Gdzieś głęboko w duszy skrywała strach, ale nie pozwoliła mu się wydostać na zewnątrz. Jeden błąd i mogła stracić wszystko wraz z odzyskaną przed sekundą upragnioną wolnością. A właściwie to jeszcze nie była w pełni wolna, bo musiała najpierw przejść niezauważona obok ludzi Jorge, co w gruncie rzeczy było bardzo trudnym zadaniem. Być może będzie zmuszona stoczyć nierówną walkę z czterema dryblasami, więc musiała być gotowa na najgorsze, ale mimo to nie zamierzała się poddać. Dzielnie przemierzyła cały labirynt, którym niewątpliwie można było nazwać piwnicę, w której została uwięziona. Następnie przez niewielką wnękę w ścianie, dostrzegła pomieszczenie, a w nim krzesło elektryczne. Ten widok zmroził ją od środka. Przez chwilę stała nieruchomo, ślepo wpatrując się w owy wynalazek i w ułamku sekundy przeszło jej przez myśl, że źle zrobiła, pozostawiając tego łotra żywego. Mogła najzwyczajniej w świecie go zastrzelić i mieć go z głowy, a także tym sposobem uchronić przed nim swoją starszą o kilka minut siostrę bliźniaczkę, Dolores, która nie miała o niej zielonego pojęcia. Boże! Do czego ten mężczyzna był zdolny, skoro dysponował takimi przedmiotami w domu? Aida była w szoku. Nagle usłyszała jakby czyjeś kroki z oddali, ale nie była pewna, czy nie są to tylko jej wyobrażenia. Po chwili namysłu zrozumiała, że z jej słuchem wszystko w porządku. Nie wpadła w panikę, tylko wyciągnęła pistolet zza paska spodni i ukryła się w głębi korytarza, czekając na kolejnego słabeusza, którego zamierzała pokonać jednym sprawnym ciosem. W tym właśnie momencie kroki stały się wyraźniejsze i brunetka zamarła. Osoba, która zmierzała w jej kierunku była kobietą, nie miała co do tego żadnych wątpliwości, bo teraz już słychać było stukot obcasów. Wcześniej ich nie słyszała z powodu zbyt dużej odległości. Cholera jasna! Przeklęła w myślach. Nie miała pojęcia, że Jorge miał jeszcze jakąś inną kobietę, oprócz tej na której punkcie miał obsesję, czyli Dolores. Może to jego wspólniczka! Teraz z pewnością nie uda jej się uciec z tego piekła. Zaczęła gorączkowo myśleć. Co robić?!

*****

Zamknęła się w pokoju na klucz, osuwając się powoli pod drzwiami do momentu, aż napotkała opór w postaci podłogi. Nie wiedziała, dlaczego po jej policzkach spływały łzy. Ciągle, nawet mimo przełamania lodów w jej relacji z Maxem, nie chciała się przyznać, że go kochała. Bała się. Nie zdążyła nawet porządnie się nad wszystkim zastanowić, gdy nagle, zupełnie nieoczekiwanie usłyszała ciche pukanie.
- Kto tam? – zawołała słabym głosem, stłumionym przez płacz, chociaż czuła jego zapach i doskonale wiedziała, że to ON.
- To ja, Max. – odpowiedział. – Możemy chwilę porozmawiać?
- Myślę, że to nie najlepszy pomysł. – odparła przez zamknięte drzwi.
- Proszę, Doli…
Jego głos się łamał, co sprawiło, że serce brunetki podskoczyło do piersi. Choć nie była pewna, czy powinna, ustąpiła. Chusteczką wytarła mokre policzki, po czym sięgnęła do kieszeni po klucz i wpuściła blondyna do środka.
- Płakałaś?
Od razu zauważył jej zaczerwienione oczy, w których zbierały się kolejne słone kropelki. Nie czekając na odpowiedź, złapał jej twarz w dłonie i kciukiem otarł jej łzy. Potem delikatnie pocałował jej drżące usta, a gdy oderwali się od siebie, wyszeptał:
- Wcale nie chcesz odchodzić, zostań ze mną, błagam.
- Przepraszam, ale już podjęłam decyzję. – odparła, gdy doszła do siebie po pocałunku. – Wybacz, ale muszę się spakować. – wyminęła go, ale gdy chciała sięgnąć po walizkę, przeszkodził jej.
- Kocham cię! – krzyknął, przyciągając ją do siebie. Nie potrafił już dłużej ukrywać swoich uczuć względem niej.
Stała zszokowana bardzo blisko niego i patrzyła mu w oczy. Prawie stanowili jedność, gdyby nie ta cholerna bariera, którą ona za wszelką cenę starała się między nimi zbudować. Jego słowa dochodziły do niej umysłu w zwolnionym tempie, była kompletnie oszołomiona tym wyznaniem.
- Muszę iść. – tylko tyle zdołała powiedzieć, bo za bardzo drżał jej głos.
Wyszła z pokoju, nie zabierając ze sobą żadnego bagażu. Nie miała na to siły, po tym co usłyszała z ust mężczyzny. Miała ochotę odpowiedzieć mu to samo, ale nie mogła. Czuła się tak, jakby potrzebne słowa zasiały nasionko w jej gardle i nie chciały wykiełkować. Poszła więc do łazienki, żeby pomyśleć i przesiedziała tam kilka godzin, zanim podjęła właściwą decyzję, która miała odmienić jej życie na zawsze.

*****

Weszła do pokoju hotelowego, w którym tymczasowo mieszkał jej kochanek. Słysząc szum wody, dobiegający z łazienki, wiedziała, że Lukas brał właśnie prysznic. Stwierdziła, że miło będzie, jeśli pójdzie mu potowarzyszyć. Zrzuciła więc z siebie wszystkie ciuchy wraz z bielizną i otworzyła pobliskie drzwi, po czym wlazła do kabiny prysznicowej, witając szatyna namiętnym pocałunkiem.
- Veronic, czekałem na Ciebie. – odparł mężczyzna, gdy ich wargi nieco oddaliły się od siebie.
- To świetnie, bo przyszłam dać ci niezapomnianą noc, którą zapamiętasz do końca swoich dni. – powiedziała, ocierając się o jego kolegę.
Strumienie wody spływały po ich nagich ciałach, rozpalonych do czerwoności z pożądania. Kobieta zachłannie wsunęła swój język do ust kochanka i zaczęła pieścić jego podniebienie. Szatyn nie był jej wcale dłużny, podczas gdy ona penetrowała wnętrze jego gardła, on badał dłońmi jej kształtne, nabrzmiałe piersi. Całowali się z dziką pasją, długo i mocno. Po chwili mężczyzna zszedł z pocałunkami trochę niżej i teraz zataczał językiem kółka wokół jej sterczących z podniecenia sutków, lizał je, ssał i przygryzał. Kobieta jęknęła, odchylając głowę do tyłu. Było jej dobrze, a on zaczął schodzić coraz niżej i gdy poczuła usta Lukasa na swojej pochwie, aż krzyknęła jego imię. Uśmiechnął się cwaniacko, zanurzając język w jej wnętrzu. Po chwili dołączył do tego dwa palce. Czerwonowłosa dociskała lekko jego głowę, a gdy skończył ją pieścić, ona przejęła nad nim władzę. Wzięła w dłoń jego twardego członka i zaczęła się nim bawić na każdy możliwy sposób. Oboje byli już na skraju nadchodzącego orgazmu, więc wskoczyła mu na biodra, oplatając go nogami i skierowała jego penisa do swojej muszelki. Przyparł ją całym ciężarem swojego ciała do drzwi kabiny prysznicowej i zaczął ostro posuwać. Kobieta wygięła się w łuk, czując go w sobie. Poruszał się w niej bardzo szybko, bo oboje lubili to robić na dziko. Wkrótce zaczęli szczytować, najpierw on, potem ona. Po skończonej zabawie wyszli spod prysznica i przenieśli się do sypialni, gdzie odbył się kolejny dziki seks.

*****

Wróciła do salonu, gdzie czekali na nią przyjaciele. Spojrzała na wszystkich po kolei, łącznie z Maxem, który siedział smutny w fotelu, pijąc piwo. Ten widok nie ucieszył jej ani trochę, bo wiedziała, że to przez nią mężczyzna był w takim kiepskim stanie. Podjęła już decyzję i zamierzała właśnie ją oznajmić. Nie była tylko pewna, czy to słuszna decyzja i czy nie będzie jej kiedyś żałować. Być może komuś nie spodoba się to, co miała do powiedzenia, ale nie dbała o to. Chciała mieć już to za sobą.
- Jesteś gotowa, Doli? – zapytała Marisa i nagle zauważyła, że brunetka nie wzięła ze sobą żadnego bagażu. – Nie potrzebujesz niczego zabrać? – zadała kolejne pytanie trochę zaskoczona.
- Myślę, że moje miejsce jest tutaj. – odpowiedziała, spoglądając na Maxa, którego twarz momentalnie rozświetlił uśmiech. – Przy mężczyźnie, który mnie uratował. – dodała, a w jej oczach błysnęły iskierki radości.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
CamilaDarien
Administrator



Dołączył: 07 Maj 2012
Posty: 112
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Cieszyn
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 10:40, 20 Lip 2015    Temat postu:

Rozdział 8


Ostrożnym ruchem dłoni przebiła pistolet. Niestety, zbyt głośno… Bowiem odgłos ten usłyszała kobieta zmierzająca w jej kierunku i niemal natychmiast przyspieszyła kroku.
- Kto tu jest? – do uszu Aidy dobiegł donośny, ale kobiecy głos i w tym właśnie momencie zabrakło jej tchu. Zwyczajnie zamarła, nie mogąc wydobyć z siebie żadnego dźwięku ani tym bardziej słowa. Milczała, a przez jej głowę przewijało się miliony myśli, w jaki sposób mogła uciec stąd niezauważona. Nagle poczuła czyjąś dłoń, mocno zaciskającą się na jej ramieniu. Zadrżała ze strachu, chciała nawet krzyknąć, ale nie zdążyła, bo ręka oprawcy spoczywała już na jej ustach, skutecznie uniemożliwiając mowę.
- Puść dziewczynę, Leandro!
Dało się usłyszeć z oddali, a nie minęła sekunda, gdy Aida widziała już wyraźnie postać kobiety, której sylwetka wyłoniła się z mroku. W jej spojrzeniu dostrzegła siłę i wrogość. Nie wiedziała, co było lepsze. Przetrzymywanie jej w piwnicy przez Jorge czy przyłapanie jej przez szatynkę, której wzrok zdradzał, że siedzi w niej diabeł, nie człowiek.
- Ale... – mężczyzna próbował protestować.
- Żadnego ale! – przerwała mu twardo Romina. – Tą sprawą zajmę się osobiście i ani słowa Jorge, jasne?!
- Jak sobie Pani życzy, szefowo. – odpowiedział bezradnie brunet. Bez wątpienia się jej bał.
- No, to teraz spływaj do swoich obowiązków, młody. – rozkazała i czekała, aż podwładny odejdzie, by mogła porozmawiać w cztery oczy z dziewczyną, którą przyłapała na gorącym uczynku. – Jak masz na imię? – zapytała, zwracając się do niej spokojnym tonem, gdy Leandro zniknął jej z pola widzenia.
Momentalnie też zmienił się jej wyraz twarzy na bardziej przyjazny. Zrzuciła maskę, która dodawała jej uroku złej czarownicy. W rzeczywistości była dobra, tylko po prostu musiała udawać bezwzględną sukę przed ludźmi Jorge, by ci nie zjarzyli się, że ona ich zdradza.
- Aida. – odpowiedziała krótko brunetka, mocno zdziwiona nagłą zmianą zachowania swojej towarzyszki.
- Nie obawiaj się mnie. – odparła Romina, zauważywszy niepokój w oczach dziewczyny. – Jestem tu po to, żeby ci pomóc.
Aida spojrzała na nią pytająco, nic z tego nie rozumiejąc.
- Od razu odpowiem ci na pytanie, kim jestem, bo zgaduję, że o to właśnie chcesz zapytać. – powiedziała. – Jestem kobietą, a właściwie żoną człowieka, który cię porwał i więził w piwnicy. I od razu odpowiem też na kolejne pytanie. Tak, mimo że jest moim mężem, nienawidzę go ze wszystkich sił i pragnę, żeby umarł. Dlatego pomogę ci się stąd wydostać.
Zszokowana wyznaniem kobiety, Aida, nie wiedziała co powiedzieć, ale w końcu odezwała się.
- Jak to się stało, że zgodziłaś się wyjść za tego starego capa? – zapytała prosto z mostu bez ogródek.
- Jorge mnie zmusił do tego małżeństwa, ale nie chcę o tym rozmawiać. – wyjaśniła, przerywając jednocześnie owy, niezbyt przyjemny temat. – Ale zaraz, zaraz… Niech ci się lepiej przyjrzę. – zmierzyła ją wzrokiem z góry do dołu i pstryknęła palcami na znak odświeżenia pamięci. – Już wiem! Ty nazywasz się Dolores Altamirano, zgadza się? Dlaczego podałaś inne imię? Boisz się mnie?
Zarzuciła ją tyloma pytaniami na raz, że dziewczyna zdążyła się pogubić. Z wypowiedzi Rominy wyłapała tylko pierwsze zdanie, w którym zostało użyte imię jej siostry.
- Dlaczego każdy myli mnie z moją siostrą bliźniaczką?! Aż tak jestem do niej podobna?! – krzyknęła brunetka wyprowadzona z równowagi.
- Ciii... – zatkała jej usta dłonią, by się uspokoiła. – Chcesz, żeby usłyszał cię Jorge?
W odpowiedzi pokiwała przecząco głową i wtedy Romina uwolniła ją z uścisku.
- A więc słynna Dolores, którą mój lubieżny mąż obrał sobie jako swój główny cel, ma siostrę, w dodatku identyczną niczym dwie krople wody. – podsumowała, zaśmiewając się cicho. – W takim razie Jorge zaliczył niezłą wpadkę. – po krótkiej pauzie, dodała. – Chodźmy stąd, porozmawiamy na spokojnie w bardziej ustronnym miejscu.
Ruszyła przodem, a za nią podążyła Aida, tak właściwie nie wiedząc do końca, czego może się spodziewać.

*****

Pożegnanie z przyjaciółmi okazało się bardzo bolesne dla Doli. W pewnym momencie nawet się rozpłakała, ale gdy Marisa zapytała ją, czy jednak chce z nimi wrócić do domu, kobieta odmówiła. Ciągle podtrzymywała decyzję, którą podjęła wcześniej, co nie zmieniało faktu, że będzie jej brakować Marisy i Christophera. Tym bardziej teraz, kiedy Max postanowił ukryć ją w bardziej odległym miejscu. Przyjaciele jednak obiecali często ją odwiedzać, oczywiście w miarę możliwości. Gdy odjechali, brunetka poszła do swojego pokoju i zamknęła się w nim na klucz, wiedząc, że Maximo z pewnością przyjdzie z nią pogadać. Nie myliła się. Już po chwili usłyszała ciche pukanie do drzwi, które wolała zignorować. Miała bowiem nadzieję, że blondyn odpuści i sobie pójdzie, ale on był uparty jak osioł.
- Otwórz, proszę. – powiedział błagalnym tonem. – Przecież wiem, że nie śpisz, a ta rozmowa nas nie ominie.
Zdała sobie sprawę, że Max miał rację. Podniosła się więc z łóżka i podążyła w kierunku drzwi, które otworzyła jednym sprawnym ruchem. Mężczyzna słysząc zwolnienie blokady, nacisnął na klamkę i wszedł do środka pomieszczenia. Nie musiał nawet podchodzić bliżej, bo gdy tylko przekroczył próg, ich ciała niemal przylgnęły do siebie tak ciasno, że nie było między nimi żadnego odstępu. Ich oddechy momentalnie przyspieszyły, a usta były coraz bliżej głównego celu. Dolores jednak opamiętała się, na co Max zapytał:
- Dlaczego zostałaś?
- Są trzy powody. – odparła tajemniczo, nie zdradzając żadnego z nich.
- Jakie? – drążył temat.
- Po pierwsze nie chcę znowu trafić w szpony tego podłego człowieka, a w Meksyku znalazłby mnie bez trudu. Po drugie ufam, że tutaj jestem bezpieczna, bo obiecałeś, że zapewnisz mi ochronę. – wyznała, patrząc mu w oczy.
- Doliczyłem do dwóch, a jaki jest trzeci powód? – zapytał, oddając spojrzenie.
- Niech to zostanie moją słodką tajemnicą. – powiedziała i cofnęła się o kilka kroków.
- Dlaczego nie chcesz mi jej zdradzić? Przecież wiesz, że możesz mi zaufać.
Zbliżył się do niej, mimo iż wiedział, że ona za wszelką cenę chciała tego uniknąć. Odgarnął z jej twarzy pojedyncze kosmyki włosów i pogładził z czułością jej ciepły policzek. Ich spojrzenia spotkały się.
- I właśnie dlatego nie mogę ci tego powiedzieć. – wyszeptała, z trudem łapiąc powietrze. Nie wiedziała, dlaczego ten facet tak na nią działał, ale bardzo chciała się dowiedzieć.
- Nie możesz czy nie chcesz? – odpowiedział, a właściwie to zapytał również szeptem.
Zatraciła się bez reszty w jego seksownym głosie. Po prostu nie wytrzymała. Wpiła się zachłannie w jego rozpalone usta. Pocałunek po chwili przerodził się w zmysłowy taniec dwóch spragnionych miłości serc. Całowali się jeszcze długo, ale zdrowy rozsądek blondyna nie pozwalał mu posunąć się dalej. Musiał to zakończyć, zanim oboje się zapomną.
- Już wiem, dlaczego ze mną zostałaś. – powiedział.
- Dlaczego? – zapytała drżącym głosem.
Nachylił się nad nią tak, by myślała, że znowu nastąpi pocałunek, a gdy już ich usta były o milimetry od siebie, wyszeptał:
- Bo się we mnie zakochałaś.
Wyprostował się i już chciał wyjść, gdy go zatrzymała.
- Nic o mnie nie wiesz.
- Wiem, że cię kocham i tylko to się liczy.

*****

Obserwował z zachwytem jej zgrabną sylwetkę, gdy dość nieudolnie próbowała wciągnąć na siebie sukienkę, którą poprzedniej nocy sam z niej zerwał. Pozostałe części garderoby leżały w totalnym nieładzie na podłodze w pobliżu łóżka. Lukas nagle wstał, ukazując swój niemały interes i zupełnie nieskrępowany przechadzał się po pokoju, szukając swoich bokserek. Szatynka przyglądała mu się z głębokim zainteresowaniem, dopóki nie zniknęła za drzwiami łazienki. Gdy poszukiwania męskiej bielizny zakończyły się klapą, Luck postanowił ubrać stringi Veronic, na które natknął się przypadkiem. Kilka minut później do pokoju wróciła Vera i widząc kochanka w damskiej bieliźnie, wybuchła śmiechem.
- Coś Ty na siebie włożył, do cholery? – zapytała, ciągle nie mogąc przestać się śmiać.
- A nie do twarzy mi? – odpowiedział pytaniem na pytanie, uśmiechając się cwaniacko. – Oj, nie śmiej się, nie mogłem po prostu znaleźć swoich majtek. – dodał po chwili.
- Aha, i dlatego postanowiłeś założyć moje. Brawo, gratuluję inteligencji.
Kobieta przykucnęła przy łóżku i wyciągnęła spod niego bokserki Lukasa. Rzuciła mu je ze słowami na ustach:
- Masz, przebierz się, bo wyglądasz idiotycznie!


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
CamilaDarien
Administrator



Dołączył: 07 Maj 2012
Posty: 112
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Cieszyn
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 10:42, 20 Lip 2015    Temat postu:

Rozdział 9


Spojrzała na wysoki budynek opustoszałej kamienicy i na chwilę zabrakło jej tchu. Znała to miejsce. Niegdyś było tam tak pięknie, że człowiek nie mógł oderwać wzroku od kwiatów rosnących wokół oraz bawiących się nieopodal dzieci, a sam dom przypominał istny pałac, który zapewne był spełnieniem marzeń każdej osoby, która tam nie mieszkała, a zawsze tylko obserwowała z daleka. Przepiękne czerwone róże teraz zostały zastąpione samymi suchymi badylami bez płatków i kolców, a zamiast starannie skoszonej trawy, można było podziwiać stertę siana i mnóstwo chwastów, które najprawdopodobniej rosły już tam od ponad sześciu lat, sądząc po ich wysokości. Najbardziej zastanawiało jednak Aidę, skąd żona Jorge’a znała to miejsce. Niewątpliwie należało ono do jej długiej listy ściśle tajnych samotni na obrzeżach miasta. Spędzała tam zawsze czas, gdy coś nie szło po jej myśli lub po prostu zapragnęła być sama. Kiedyś nawet zastanawiała się nad kupnem owej kamienicy, ale wtedy nie było ją na nią stać, a teraz – gdy cena znacznie spadła – musiałaby więcej zainwestować w tą transakcję, niż zyskać, by przywrócić jej dawną świetność. I właśnie dlatego nie miałoby to sensu, skoro zaraz straciłaby wszystkie swoje oszczędności, a hotel który planowała tam otworzyć, od razu zarabiać by nie zaczął. W związku z tym zrezygnowała z tego pomysłu i zaczęła tam przyjeżdżać w celach wypoczynkowych, oczywiście w tajemnicy, by nie dowiedział się o tym właściciel, bo z pewnością zapłaciłaby wtedy sporą kwotę kary za nielegalne przebywanie na prywatnej posesji. Z rozmyślań wytrącił Aidę komar, który ugryzł ją w nos. Gwałtownie odwróciła się w kierunku Rominy i zapytała:
- Skąd znasz to miejsce?
- Od pewnego czasu jestem szczęśliwą posiadaczką aktu własności tej ruiny. – odpowiedziała Romina, z lekka kpiąc.
- Serio??? – zdziwiła się brunetka. – I co zamierzasz z tym zrobić?
- Zburzyć i wybudować burdel. – wypaliła szybko jak błyskawica.
- Że co?! – oburzyła się Aida.
- Wyluzuj, żartowałam. – kobieta wyszczerzyła się w szerokim uśmiechu, ukazując swoje białe jak mleko zęby. – Chcę jak najszybciej pozbyć się tego przekleństwa.
- Co tak naprawdę się tutaj wydarzyło? – zapytała, chcąc dowiedzieć się, jaki był powód jej nienawiści do tegoż miejsca.
- Mieszkałam tutaj. – odparła krótko Romina.
- I tylko tyle?
- To mało? – odpowiedziała pytaniem na pytanie. – Miałam kurwa przesrane dzieciństwo przez tego gnoja.
- O kim mówisz?
- Rodzice lali mnie na każdym kroku, bo ten staruch Jorge wrobił mnie w zabójstwo mojego brata. Nikt nie przyszedł mi wtedy na ratunek. Rozumiesz? Nikt.
- To straszne. On go zabił? – dopytywała się dziewczyna.
- Tak, to ten skurwiel.
- Przykro mi. – Aida spuściła głowę. – Jak dawno temu to się stało?
- Od tego wydarzenia minęło już jakieś 10 lat, a ja wciąż nie mogę o tym zapomnieć.
Romina oparła się o mur i przez ułamek sekundy wydawało jej się, że zaraz się rozpłacze. Wciągnęła jednak powietrze do płuc i nie pozwoliła sobie na tę chwilę słabości. Nie mogła. Zbyt wiele czasu zajęło jej odzyskanie równowagi i jako takiej stabilizacji. Nie po to wychodziła za mąż za tego fiuta, żeby teraz to wszystko spieprzyć. Chciała się na nim zemścić za śmierć swojego małego braciszka, który nie dożył swoich piątych urodzin, a także za to, że to ona została uznana za winną.
- Przepraszam, że zapytam, ale skoro zostałaś wrobiona w morderstwo, to policja cię nie szukała? – przerwała milczenie Aida.
- Jasne, że mnie szukali. Między innymi dlatego Jorge ma mnie teraz w garści i może mnie szantażować.
- To znaczy?
- Widzisz, on wyciągnął mnie z więzienia. – wyznała. – Oczywiście nie bezinteresownie.
- Domyślam się, że zażądał ślubu.
- Owszem, ale nie tylko. – rzuciła szybko. – Skończmy już tę dyskusję i skupmy się na twojej wolności. – dodała po chwili.

*****

W momencie, gdy miał ją ponownie pocałować, usłyszeli hałas zatrzaskujących się drzwi wyjściowych. Oderwali się od siebie w popłochu i Max wyszedł z jej pokoju, by sprawdzić, co się stało. Równie dobrze mógł to zrobić wiatr, ale okazało się to Veronic wróciła właśnie ze swojej schadzki z kochankiem. Wyminęła brata bez słowa, totalnie go ignorując i powędrowała prosto do kuchni. Zaparzyła sobie mocnej, czarnej kawy z ekspresu i zaszyła się na tarasie. Rozłożyła się wygodnie na leżaku, kładąc nogi na stolik, na którym zauważyła aktualną gazetę. Sięgnęła więc po nią, by przeczytać o tym dupku z telewizji, o którym ostatnio trąbili na całym świecie. Nieciężko się domyślić, że swego czasu czerwonowłosa miała romans z owym celebrytą. Niedziwne więc, że tak bardzo interesowała się jego karierą. Dlaczego dupek? Bo to on ją rzucił, a nie ona jego! Upiła łyk świeżo zaparzonej kofeiny, gdy nagle poczuła jak ktoś złapał ją za obie kostki, a po chwili jej nogi wylądowały bezpiecznie na ziemi.
- Ej, tak mi wygodnie! – krzyknęła ruda, srogo spoglądając na brata spod okularów przeciwsłonecznych.
- Nie jesteś u siebie, a ja mam pewne zasady. – wyjaśnił Max, siadając naprzeciwko siostry. – Jak już wynajmiesz własne mieszkanie, będziesz mogła robić w nim, co ci się żywnie podoba, ale tutaj jesteś na moim terenie, a ja nie toleruję takiego zachowania.
- Dobra, wyluzuj.
- A tak swoją drogą to kiedy wreszcie się usamodzielnisz? – zapytał nagle. – Odkąd pamiętam cały czas prosisz mnie o pomoc, tak jakbyś nie wierzyła, że sama też możesz wiele osiągnąć.
Wykorzystywanie go dawało jej satysfakcję, to prawda. Czuła, że miała nad nim ogromną przewagę, bo chłopak ciągle nie mógł przeboleć faktu, że przez niego trafiła do bidula. Rzeczywistość oczywiście rysowała się nieco inaczej, ale Vera nie chciała przyjąć tego do wiadomości.
- Przecież gdy byłam mężatką nie wydzwaniałam do Ciebie z każdą duperelą. – odpyskowała. – A jeśli ci tu przeszkadzam, to od razu mnie wyrzuć, zamiast bawić się w jakieś głupie podchody! – poderwała się z miejsca na równe nogi.
- Ej, młoda! – blondyn również wstał i chwycił młodszą siostrę za rękę. – Nie krzycz, bo to nas donikąd nie zaprowadzi.
- Puść mnie. – poprosiła już spokojniej.
- Już się uspokoiłaś? – zapytał, puszczając ją.
- Uwiłeś sobie tutaj miłosne gniazdko ze swoją dziwką i nagle zjawiam się ja, psując ci tą idealną zabawę w dom, więc nie udawaj, że coś cię obchodzę. Doskonale wiem, że najchętniej wykopałbyś mnie do rynsztoka, byś mógł bez przeszkód rżnąć tą sukę!
Nie wytrzymał i wymierzył siostrze policzek. Nie mógł i nie chciał dłużej słuchać obelg skierowanych pod adresem Dolores. Nie był damskim bokserem, ale tego było już za wiele. Opiekował się Veronic po śmierci rodziców najlepiej jak potrafił, harował jak wół, by niczego jej nie zabrakło. Los jednak postanowił ich rozdzielić, ale Max nigdy o niej nie zapomniał. Odwiedzał ją bardzo często, a gdy skończyła 18 lat, pomógł jej znaleźć pracę za granicą oraz mieszkanie. Nie spodziewał się, że za to wszystko takie dostanie podziękowanie. Nic już nie mówiąc, odszedł, zostawiając ją samą. Postanowił pojechać do firmy, żeby trochę ochłonąć po tym, co właśnie usłyszał z ust własnej, rodzonej siostry.

*****

Byli właśnie w drodze do domu. Chris prowadził samochód, a Marisa siedziała obok niego, trzymając rękę na jego kolanie. Rozmawiali i śmiali się, bo w końcu mieli powody do radości. I chociaż Dolores nie zgodziła się wrócić razem z nimi, to jednak odnalazła się cała i zdrowa, a to najważniejsze. Nagle zaczęła się potężna ulewa oraz zaczął wiać tak silny wiatr, że graniczyło z cudem dojechanie na miejsce w jednym kawałku z taką prędkością. Kilka metrów przed ich samochodem runęło na jezdnię drzewo złamane przez wichurę. Marisa i Chris nie zdołali zatrzymać się na czas i rozbili się o przeszkodę…

*****

Niepewnie zapukała do drzwi pokoju siostry blondasa. Po chwili stanęła przed nią czerwonowłosa i o dziwo bez zbędnych ceregieli, zaprosiła ją do środka. Dolores spojrzała na kobietę i zapytała:
- Wszystko w porządku?
- Tak, dlaczego pytasz? – zdziwiła się Veronic.
- Usłyszałam krzyki i pomyślałam, że... – nie dokończyła, bo tamta jej przerwała.
- Za dużo myślisz, kochana. – zgasiła ją jednym zdaniem. – Dam Ci dobrą radę, złotko.
- Jaką?
- Zostaw mojego brata, zanim on to zrobi. – odparła, waląc od razu kawę na ławę.
- Jak? – zaśmiała się brunetka. – Przecież najpierw musielibyśmy być ze sobą, a o ile mi wiadomo nic takiego nas nie łączy.
- Owszem, ale Max wyraźnie ma na Ciebie ochotę.
- Nie zauważyłam. – odpowiedziała krótko.
- Czyżby?
- Słuchaj, o co Ci chodzi? – Doli straciła cierpliwość.
- O nic. Chciałam cię tylko ostrzec, że mój brat to zawodowy podrywacz. Praktykuje zasadę „Kobieta na jedną noc.” Zmienia laski jak rękawiczki, a więc jak już cię przeleci, rzuci cię. Zastanów się czy warto dać sobie odebrać godność w tak okrutny sposób? – podle kłamała jak z nut.
- Dziękuję za informację. – rzekła beznamiętnym głosem. – Jeśli to wszystko, pójdę już. – dodała, po czym opuściła pomieszczenie. Po jej policzku nie wiadomo skąd, spłynęła jedna samotna łza.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum naszeopowiadaniatelcie.fora.pl Strona Główna -> Nasze opowiadania Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2
Strona 2 z 2

 
Skocz do:  
Możesz pisać nowe tematy
Możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
Flower Power phpBB theme by Flowers Online.
Regulamin